Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

urokowi kobiety, odciągającej go od niej? Odwaga stawiania czoła niebezpieczeństwu leżała w jej naturze, rzekła też:
— Filu, zabierz mnie z sobą w niedzielę obejrzeć dom!
Z uśmiechem, drżącym i zrywającym się na jej wargach, siląc się — z jakąż mocą! — na nieokazywanie, że go obserwuje, utopiła wnikliwie wzrok w jego twarzy, zauważyła na niej wyraz wahania, spostrzegła zmarszczkę niezadowolenia, ściągającą jego brwi i nagły przypływ gorącej fali krwi zalał jej policzki.
— Nie w niedzielę, moja droga — odparł wreszcie Bosinney. — Każdego innego dnia!
— Dlaczego nie w niedzielę? Najmniej ci przecież przeszkodzę w niedzielę!
Z wyraźnym wysiłkiem zdobył się na odpowiedź:
— Zajętą mam niedzielę.
— Chcesz zabrać...
Oczy jego zaiskrzyły się gniewem; wzruszył ramionami i odparł:
— Zajętą mam niedzielę; nie pozwoli mi więc to zabrać cię, aby pokazać ci dom.
Juna zagryzła wargi do krwi i powróciła na swoje miejsce na galerji, nie rzekłszy ani słowa, nie była jednak w stanie powstrzymać łez oburzenia i gniewu, ściekających po jej policzkach. Na szczęście, widownia była w tej chwili ściemniona, nikt więc nie mógł ich dostrzec.
W świecie Forsytów nie może wszelako nikt uniknąć śledzących go bacznie oczu.
Siedzące w trzecim rzędzie krzeseł na dole, Eufemja, najmłodsza córka Mikołaja i zamężna jej siostra, pani Tweetyman, dostrzegły Junę odrazu.
Po teatrze podzieliły się ze stryjem Tymem wiadomością o spotkaniu na przedstawieniu Juny z jej narzeczonym.