Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uczuć, po miesiącu wszelako powrócił i tym razem wyjawił je, nie młodej dziewczynie wszelako, ale jej macosze. Oświadczył, że zdecydowany jest czekać, jak długo wypadnie. A wypadło czekać długo, obserwując przez dręczący ten czas bujny rozkwit Ireny, zaokrąglanie się linij młodego jej ciała, ożywianie się blasku pięknych jej oczu pod wpływem żywiej tętniącej w żyłach krwi, zabarwiającej ciepłym odcieniem mleczną białość jej policzków. Za każdym razem, przy okazji ponawiania swoich odwiedzin, ponawiał też swoje oświadczyny, aby stale na odjezdnem zabierać z sobą jej odmowę, z którą wracał do Londynu ze zranionem sercem, zacięty jednak, milczący i nieustępliwy jak grób. Usiłował dotrzeć do tajemnych źródeł jej oporu, raz jeden tylko jednak olśnił go przelotny przebłysk świadomości. Było to na jednym z owych wieczorków tanecznych, dających jedyną możność wyładowania namiętności kuracjuszów nadmorskiego kąpieliska. Siedział wraz z nią we wnęce okiennej, podniecony drażniącemi dźwiękami walca. Irena spojrzała na niego poprzez pióra rozkołysanego falującym ruchem wachlarza; pod czarem tego spojrzenia stracił doreszty głowę. Chwyciwszy ją za poruszający się wraz z wachlarzem przegub jej dłoni, przycisnął usta do obnażonego ramienia młodej dziewczyny. Spłoszona, wzdrygnęła się — do dnia dzisiejszego nie zapomniał tego jej wzdrygnięcia się, ani wyraźnego wstrętu, jaki dostrzegł w jej oczach.
W rok później uległa jego natarczywości. Co ją skłoniło do ustąpienia — nie mógł nigdy dociec; nie dowiedział się też niczego od pani Heronowej, wyjątkowo zręcznej dyplomatki. Pewnego razu już po ślubie zadał żonie pytanie:
— Dlaczego tyle razy dawałaś mi odkosza?
Odpowiedziała mu dziwnem milczeniem.
Od dnia, w którym ujrzał ją po raz pierwszy, była dla