Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to tylko, żeby mnie mordować i nie dawać mi chwili spokoju. Życie mi już przez pana obrzydło. Chciałby pan dostawać wszystko za połowę ceny, a teraz, jak widzi pan już przed sobą dom, któremu niema równego w całej okolicy, wzdraga się pan płacić za niego. Jeżeli pan chce rozwiązać naszą umowę, znajdę sobie sposób pokrycia samemu nadwyżki kosztorysu, ale niech mnie licho porwie, jeżeli kiwnę jeszcze palcem dla pana!
Soames odzyskał panowanie nad sobą. Wiedząc, że Bosinney nie posiada żadnych kapitałów, uważał wybuch jego za czczą jeno pogróżkę. Zarazem jednak zdawał sobie sprawę, że dalsza budowa domu, który pochłonął go całkowicie, przeciągnąć się może Bóg wie jak długo w tym właśnie krytycznym momencie, kiedy wszystko zależy od osobistej czujności architekta. Należało też pomyśleć o Irenie! Bardzo dziwna jakaś była ostatnio. Zaczynał nawet przypuszczać, że tolerowała projekt domu jedynie dlatego, że zaprzyjaźniła się z Bosinney’em. Ryzykowną byłoby rzeczą doprowadzić do stanowczego z nią sporu.
— Nie ma się pan o co tak złościć — rzekł. — Nie widzę powodu do irytowania się pańskiego, skoro ja z mojej strony zgadzam się pokryć nadwyżkę. Pozwoliłem sobie tylko zauważyć, że skoro mi pan mówi, iż taka a taka rzecz będzie kosztowała tyle a tyle, chciałbym... chciałbym wiedzieć, czego się mam naprawdę trzymać.
— Słuchaj pan! — wrzasnął Bosinney tonem, który mógł w samej rzeczy podrażnić Soamesa swoją szorstkością. — Dostał mnie pan za psie pieniądze. Za pracę, jaką włożyłem w tę budowę i za czas, jaki jej poświęcam, musiałby pan zapłacić Littlemastorowi czy innemu prostakowi cztery razy tyle. Przejrzałem pana nawskroś — chciał pan mieć pierwszorzędnego architekta za czwartorzędną płacę i to się panu udało!
Soames widział, że miody artysta mówi z głębi prze-