Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Juna żaliła się, że narzeczony nie znajduje czasu na przychodzenie do Stanhope Gate.
Kiedy przyszedł znów po raz pierwszy, nie zdążyli być sam na sam przez kwadrans, a już, szczególnym trafem, w jakich stwarzaniu była pani Septymusowa Small mistrzynią, zjawiła się ona i kazała zaanonsować. Bosinney niezwłocznie ukrył się, w myśl uprzedniej umowy, w małym gabineciku, aby przeczekać tam, dopóki natrętny gość się nie wyniesie.
— Jaki on chudy, moja droga! — zawołała ciotka Jula. — Często widywałam to u ludzi w okresie narzeczeństwa; pilnuj się jednak, moje dziecko, żeby nie zaszło to zadaleko! Radzę ci spróbować mięsnego ekstraktu Barlowa; doskonale zrobił stryjowi Swithinowi.
Juna, stojąca przed kominkiem ze sposępniałą twarzyczką, doznawała wręcz uczucia wyrządzonej jej osobistej zniewagi tą niewczesną wizytą ciotki, której odpowiedziała szyderczo:
— Jest szczupły, bo pracuje; ludzie, zajęci prawdziwie pożyteczną pracą, nie tyją nigdy.
Ciotka Jula obraziła się. Ona sama zawsze była chuda, jedyną wszelako przyjemnością, jaką zawdzięczała temu faktowi, była możność tęsknienia za utyciem.
— Sądzę, moja droga — rzekła z dąsem na twarzy — że nie powinnabyś pozwalać na przezywanie twojego narzeczonego „Piratem“. Dziwnem wydawałoby się to przecież teraz, kiedy ma budować dom dla Soamesa! Mam nadzieję, że wykona robotę z całą starannością; to takie ważne dla niego; Soames ma taki dobry gust!
— Gust?! — zaperzyła się Juna. — Nie dałabym grosza za jego gust, ani też za niczyj z całej rodziny! Pani Smali osłupiała.
— Stryj Swithin — rzekła z godnością — miał zawsze taki wytworny gust! A mały domek Soamesa jest śliczny; nie chcesz chyba powiedzieć, że tak nie jest?!