Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piec, Jolly, dziecię grzechu, o krótkiej, okrągłej twarzyczce, zaczesanych z czoła włosach barwy konopi, z zabawnym dołkiem na podbródku, miał wygląd miłego urwisa i typowe oczy Forsytów; mała Holly, dziecko prawego związku, miała smagłą cerę i poważną, skupioną duszyczkę, przezierającą poprzez źrenice szarych, tęsknych oczu matki.
Pies Baltazar, obszedłszy trzykrotnie dokoła trzy niewielkie rabaty kwiatowe, aby dać wyraz swojemu lekceważeniu wszelkich spraw świata, umieścił się również przy starym Jolyonie i, wymachując i obijając własne boki krętym z natury ogonem, wlepił w gościa mądre ślepia, nie mrużąc ich wcale.
Nawet w ogrodzie prześladowało starego Jolyona w dalszym ciągu wrażenie ogólnego obdrapania; łozinowy fotel trzeszczał pod jego ciężarem; grzędy kwiatowe świeciły łysinami; wpobliżu okopconego kominową sadzą muru czerniła się wydeptana przez koty ścieżka.
Podczas kiedy dziadek i wnuczęta bacznie przyglądali się sobie wzajem z pełnem ufności zaciekawieniem, jakie ludzie bardzo starzy budzą w istotach bardzo młodych i odwrotnie, Jolyon młodszy trwożnie śledził wyraz twarzy swojej żony.
Wydłużony owal jej szczupłych policzków zabarwił się żywszym rumieńcem, wielkie, szare oczy z zarysowanym ponad niemi łukiem ciemnych brwi zaiskrzyły się. Włosy jej układające się miękkiemi falami i zaczesane z czoła, zaczynały już siwieć, tak samo jak włosy jej męża, i ta wczesna siwizna nadawała żywemu zabarwieniu jej policzków cechę wzruszająco bolesną nieomal.
Wyraz tej twarzy, jakiego nigdy dotychczas na niej nie oglądał, jaki żona taić musiała przed nim widocznie, zdradzał ukryte żale, tęsknoty i obawy. Oczy jej pod ciemnym lukiem brwi wpatrzone były żądnie w grupę, złożoną z dziadka i wnucząt. Nie odzywała się.