Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podeście schodów, przyglądając się Irenie, wyjmującej ze skrzynki przybyłe ostatnią pocztą listy. Po dokonaniu tego wróciła do salonu, w chwilę potem jednak wyszła i stanęła na progu, jakgdyby nadsłuchując, poczem zwolna zaczęła wstępować na wiodące na górne piętro schody, miłośnie tuląc do piersi małe kociątko. Stojąc na górze, widzieć mógł jej twarz, pochyloną nad drobnem stworzonkiem, pomrukującem u jej łona. Dlaczego nigdy z takim wyrazem nie patrzyła na męża?
Dostrzegła go i nagła zmiana wystąpiła wyraźnie w jej rysach.
— Są dla mnie listy? — zapytał.
— Trzy.
Odsunął się, a ona bez słowa minęła go i poszła do swojej sypialni.

ROZDZIAŁ VII.
PRZEWINIENIE STAREGO JOLYONA

Stary Jolyon opuścił tego samego popołudnia plac krokietowy w zamiarze powrotu do domu. Nie zdążył jednak jeszcze dotrzeć do Hamilton Terrace, a już zmienił zamiar i, skinąwszy na dorożkę, rzucił woźnicy numer domu na Vistaria Avenue. Powziął pewne postanowienie.
Przez cały ostatni tydzień nie widywał prawie wcale Juny. Od dłuższego czasu, nieomal od samego dnia zaręczyn swoich z Bosinney’em, rzadko bywała w domu, bardzo mało udzielając się dziadkowi, który nigdy jednak nie napraszał się o jej towarzystwo. Nie było w jego zwyczaju prosić o coś kogokolwiek. Widział, że dziewczyna ma teraz głowę, zaprzątniętą wyłącznie Bosinney’em i jego sprawami, bez skrupułu też pozostawia dziadka samego w wielkim jego domu na łasce kilkorga służby, nie troszcząc się bynajmniej, że starzec nie ma żywej duszy, z którą mógłby zamienić słowo od rana