Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wała jednak przeciwko tajemnemu głosowi ostrzeżenia, że Irena nie jest stworzona dla niego.
Poślubił tę kobietę, zdobył ją, uczynił z niej swoją własność, wydawało mu się też zaprzeczeniem najbardziej zasadniczego ze wszystkich praw, prawa własności, że posiadł ciało jej jedynie i nic więcej — o ile zresztą posiadał i to nawet, o czem zaczynał wątpić. Gdyby ktokolwiek zapytał go, czy pragnie posiąść także i jej duszę, wydałoby mu się pytanie takie śmiesznem i sentymentalnem. W gruncie rzeczy jednak pragnął tego, a groźne memento mówiło mu, że to się nigdy nie stanie.
Była stałe milcząca, bierna, wabnie odporna, jakgdyby w ciągłej obawie, aby słowem, poruszeniem czy gestem nie pozwolić mu przypuścić, że go lubi. Biedny Soames zadawał też sobie samemu pytanie: Czy pozostać ma już tak między niemi zawsze?
Jak to się dzieje z większością, lubiących czytywanie powieści, ludzi jego pokolenia (a Soames był wielkim miłośnikiem takiej lektury), nadawała beletrystyka odpowiednie zabarwienie jego światopoglądowi, zawdzięczał jej też wiarę, że ten stan rzeczy jest jedynie kwestją czasu. Wkońcu zdobywa mąż zawsze miłość swojej żony. Nawet w wypadkach tragicznego zakończenia — Soames nie lubił zresztą tego rodzaju książek — żona umiera zazwyczaj z wyrazami gorącej skruchy na ustach, o ile zaś umierającym jest mąż — myśl zupełnie nieprzyjemna — rzuca się z rozdzierającem łkaniem, w przystępie spóźnionego żalu, na martwe jego ciało.
Chodził często z Ireną do teatru, wybierając instynktownie sztuki współczesne, poruszające nowoczesne zagadnienia małżeńskie, tak szczęśliwie niepodobne do małżeńskich problematów rzeczywistego życia. Okazywało się, że i te sztuki teatralne kończyły się zawsze w taki sam sposób, nawet o ile w całą sprawę wmie-