Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z kształtu przypominają czapki wojsk austrjackich z czasów światowej wojny.
Upał. Oblewając się krwawym potem, pniemy się pod górę. Zwracam uwagę na dziwny sposób brukowania ulic: są one pokryte małemi kamyczkami wielkości orzecha włoskiego, ułożonemi w najprzeróżniejsze desenie; wyślizgany jest przytem ten bruk tak, że gdyby coś podobnego znajdowało się w Polsce, nie omieszkanoby posypać go piaskiem. Niebawem wyjaśniła się przyczyna tych śliskich funchalskich bruków. Weszliśmy na dość obszerny plac, obsadzony palmami. Na środku placu był postój dla samochodów, których tutaj są krocie, i dla dorożek nietyle konnych, co mułowych, gdyż ciągnione są przez muły i woły. Dorożki te właśnie są przyczyną śliskich bruków, są to bowiem nie dorożki, lecz sanki. Tak, tak, autentyczne sanki pod upalnem południowem niebem Madery. Jazda niemi nie należy jednak do przyjemnych: siada się pod rozpiętem płótnem, chroniącem od słońca, posuwa się z szybkością żółwia, a właściwie z szybkością rozleniwionego upałem muła, skropionego zrzadka a łagodnie batem Portugalczyka-woźnicy, który z powagą kroczy obok, rozglądając się na wszystkie strony. Na zakrętach zdobywa się ów syn południa na energję, łapie za tył sanek, unosi je wgórę i za-