Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kładu wielką ilością zapalonych świec. Pod choinką stał komendant z butlami konjaku i rumu, gościnnym gestem zapraszając załogę do środka.
Chwilę trwało milczenie, lecz gdy do uszu załogi doleciały dźwięki kolędy, wygrywanej na harmonji przez starego bosmana, okrzyk potężny wstrząsnął szybami iluminatorów:
— Niech żyje komendant!
Później zasiedli wszyscy dokoła choinki.
Komendant przemówił. Prawił o choince, o tem, jak ją zrobił ze stolarzem z drzewa okrętowego i pomalował na zielono, wysuwał projekty sfabrykowania zabawek bardziej pomysłowych, układał z uczniami menu przyszłej uczty, dawał pomysły do zabaw i gier, twierdząc, że choinka na oceanie niczem się nie powinna różnić od choinki lądowej. Nastrój zapanował świąteczny. Znów zabrzmiały kolędy pod akompanjament harmonji bosmańskiej i poszumu fal oceanu. Do późnej nocy przeciągnęła się ta uroczystość, z punktu ochrzczona od nazwy podróży „Brazylijską choinką“.
Tydzień cały stała choinka w międzypokładzie, widokiem swym przypominając załodze ojczyznę i dom rodzinny.
Po świętach Bożego Narodzenia wiać zaczęły