Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwsza podróż „Lwowa“ była najdłuższą i najcięższą podróżą. Rozpoczęła się ona zaraz po odparciu inwazji bolszewickiej, co miało ten skutek, że co drugi członek załogi był wachmistrzem lub sierżantem, każdy plutonowym lub co najmniej starszym żołnierzem, zaś dwóch czy trzech miało nawet jedną gwiazdkę. Zdawałoby się, że komendatura statku cieszyć się powinna, że uczniowie, wyruszający w długą podróż, rekrutują się z tak tęgiego i mocnego elementu, jakim jest żołnierz frontowy, zahartowany w pochodach i bojach. Przypuszczaćby można, że młodzian, który nie uląkł się świstu kul na polu bitwy, nie zblednie i nie zadrży w obliczu wichury sztormowej, huczącej w wantach i olinowaniu.
Przypuszczenia te nie zawiodły. Tak mężnej i dzielnej załogi, jak ta, która pierwsza ruszyła na pokładzie „Lwowa“ w kraje dalekie, nie było już nigdy potem na żadnym polskim okręcie. Jednakże z tą właśnie pierwszą załogą miał komendant i oficerowie szkolnego statku najwięcej kłopotów i zmartwień. Przyczyną tego była niekarność.
Na paradoks zakrawa powiedzenie, że człowiek, tylko co zwolniony z szeregów wojskowych, jest niekarny. A jednak tak było. Wszyscy ci wachmistrze, sierżanci, plutonowi, zagończycy z armji Bałacho-