Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w przeraźliwy, nieprzytomny, obłąkany krzyk. Zagłuszył go potężny wybuch śmiechu zebranych marynarzy. Banabak stał w środku otoczony ich rozrechotaną, rozwrzeszczaną gromadą. Żółte policzki jego stały się blade, niemal przezroczyste. Błędny wzrok skakał niespokojnie z jednej twarzy na drugą. Grzbiet Banabaka całkiem widocznie przebiegał dreszcz.
Upadając niemal ze śmiechu, podszedł Syroj. Ręką wskazał Banabaka.
Rozumiecie?! — krzyknął do towarzyszy. — Rozumiecie teraz? Rozumiecie poco on nosi na zadku tę poduszkę?! Ban-Abaaak! Żeby było trudniej się dobrać do niego!! O! O! O! O! Zdechnę chyba ze śmiechu! Rozumiecie teraz? Poduszeczka!! Żeby było trudnie... O! O! O! Skonam! Boi się żeby po raz drugi... ktoś... nie... złakomił się... na niego... O! O! Oho! Oho! Poduszeczka! Oho! O! ho! ho!
Zbliżył się jeszcze Safandopułło, cichutko chichocząc w pięść. Obydwaj, Syroj i Safandopułło z rechotem, krzycząc na całe gardło „Ban-Abaaaak!“ runęli na Banabaka, przewrócili go na pokład i obejmując, usilnie starali się zedrzeć zeń przytroczoną rzemieniami poduszkę. Śmiech, rechoty, wrzaski i kwiki zebranej bandy nie posiadającej się z uciechy zagłu-