Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ne, nielogiczne w swej konstrukcji i kolorycie obrazy.
— Cóż to ja śpię, czy co? — wysiłkiem woli wywołał Orski myśl ostatnią — wara! Nie wolno spać.
Chciał unieść głowę z nad kolan i nie mógł. Lecz oto szmer pewien przyszedł mu z pomocą. Szmer wody spadającej kroplami skądś z góry na deski pokładu. Orski nastawił ucha. Najwyraźniej krople padały i rozpryskiwały się tuż, tuż koło jego głowy. Gdy uświadomił to sobie, ujrzał je znagła. Padały z prawej strony jego fotela i utworzyły już sporą kałużę.
— Skąd to tak leje? — pomyślał, lecz nie uniósł głowy żeby sprawdzić.
Nagle wstrząs. Jak za dotknięciem tajemniczego prądu Orski drgnął i usiadł prosto w fotelu.
Tołba!
Stał obok. Olbrzymi, blady, o wzroku przymglonym. Mundur jego ociekał wodą, a z wielkiej, czarnej, splątanej brody zwisały wodorosty i kraby. Ręce miał sine, nabrzmiałe. Trup.
Orski wzrok oszalały wbił w śmiertelną maskę upiora. Chciał krzyknąć — głos uwiązł w gardle. Chciał uciec — poczuł że jest przykuty do swego