Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyciągniętym z kieszeni. Szczęknął bezpiecznik. Zmierzyłem między jarzące się w mroku ślepia. Lecz w tej samej chwili, gdy miałem pociągnąć za cyngiel nagłe łyśnięcie błyskawicy burzy szalejącej na dworze rozjaśniło oślepiającem światłem ponure wnętrze pieczary. Ujrzałem ją. Stała naga w środku pieczary z falującą piersią i rozdętemi nozdrzami. Cudna! Obłąkane, nieprzytomne oczy ciskały pioruny. Zgasło światło błyskawicy i znów zapadła ciemność i cisza przerywana szumem deszczu nazewnątrz. Wrzuciłem rewolwer do kieszeni i chwiejąc się wybiegłem w zarośla, rosnące obok groty. Do rana samego włóczyłem się, brocząc krwią, po brzegu wśród burzy i grzmotów wyczekując z utęsknieniem zbawczej szalupy. Wczesnym rankiem zabrano mnie nieomal umierającego na pokład „Perły“, która niebawem pożeglowała do swego ojczystego portu Australji. Po tym wypadku porzuciłem służbę na pokładzie „Perły“ i wstąpiłem do towarzystwa linji okrętowej New-York-Lisbona. Daleko są New-York i Lisbona od wybrzeży Australji, lecz od owej nocy nie było u mnie takiej, bym w snach gorączkowych nie widział jej nagiej z falującą piersią i drgającemi nozdrzami o czarnych, pałających, nie-