Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wodząc „Perłą“, uprawiać to samo rzemiosło przemytnika, którem zajmował się Janusz.

Djabli podkusili mnie zgodzić się na tę propozycję. Moralność, jak wiecie, u nas, marynarzy, w młodym wieku jest rozciągliwa, zresztą płaca była dobra, a ja nie miałem ani posady, ani pieniędzy. Podpisałem kontrakt na rok i odrazu wyruszyłem na ocean. Kontrabanda szła nieźle i pobory moje od Greka-patrona zwiększały się stale. Wszystko szło jak najlepiej i nic absolutnie nie zapowiadało tragicznego końca mojej przemytniczej karjery. Aż oto dnia pewnego, uchodząc pościgu angielskiego krążownika, znalazłem się na wodach oceanu nie uczęszczanych nietylko przez parowce i żaglowce rybackie, ale nawet przez pobratymcze przemytnicze i pirackie łajby. Była godzina trzecia w nocy, gdym stwierdził z całą pewnością, że stalowy anglik bezpowrotnie zgubił się w mroku. Nigdzie wokoło nie było widać jego świateł, ani słychać pomruku jego potężnych maszyn. Należało zaniechać dalszej ucieczki i zawrócić na uczęszczane szlaki. Dokonałem obserwacyj[1] i, zasiadłszy w rupce przy mapie, począłem oznaczać swoją pozycję. Wpisując do dziennika okrętowego

  1. Mowa o obserwacjach astronomicznych.