Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy na tę miłość i tak młode lata,
Z szybkością błysku spadał topór kata.
Tysiąc się drących z piersi jęków ścięło,
Nagle urwało, w głębię serc cofnęło,
Najsłabszy nawet wykrzyk przerażenia
Nie skłócił ciszy strasznego milczenia,
Sam topór głuchym przerwał je odgłosem,
Gdy się aż do pnia silnym wrąbnął ciosem.
Cóż to był za krzyk — tak dziki, nieznośny —
Tak przeraźliwy — tak boleśnie głośny?
Takim to bólem ryczy pierś matczyna,
Gdy niespodziana śmierć jéj wydrze syna,
Tak okropnemi w niebo sięga jęki
Dusza na wieczne potępiona męki.
Wszystkie się oczy zwróciły w przestrachu
Ku górnym oknom książęcego gmachu,
Lecz wszystko nagle w głuchéj znikło ciszy;
Nikt nic nie widzi i nikt nic nie słyszy.
Krzyk ten okropny był to krzyk niewieści,
Wyraz tak srogiéj, nadludzkiéj boleści,
Że każdy w niebo korne wznosił ręce,
By śmierć tak strasznéj chciało zesłać męce.

XIX.

Nigdzie i nigdzie od owéj godziny
Już nie ujrzano znikłéj Paryzyny,
Nigdy i nigdy wspomnianą nie była,
Jak gdyby nigdy na świecie nie żyła.
Jakby słów strachu, przekleństw lub zhańbienia,
Tak się lękano dźwięku jéj imienia.
Wiecznie dla syna i dla żony zdradnéj,
Usta Azona stały się niememi,
Nie mieli grobów, ni pamiątki żadnéj
W niepoświęconéj złożono ich ziemi.
Taki przynajmniéj był udział Hugona;
Skryty los bowiem małżonki Azona
Tak był przed każdym tajony człowiekiem,
Jak proch grobowém przywalony wiekiem.
Poszłaż w klasztorne schronić się ukrycie,
Nieba przez twarde dobijać się życie,
Przez lata cierpień, przez modły i posty,
I łzy bezsenne i pokutne chłosty;