Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przed nim pień sterczy — a wkoło żołnierze...
Kat obnażoną ręką topór bierze,
Nad dzielném, szybkiém przemyślając cięciem,
Lekkiém po ostrzu przeciąga dotknięciem,
Liczne się widze w niemy tłum gromadzą,
Patrzyć, jak syna z woli ojca zgładzą.

XVI.

Mile wieczornym przyglądać się wdziękom,
Gdy się do zajścia zbliża słońce letnie.
Nad tym dniem krwawym wzniosło się tak świetnie
Jakby się tylu urągało mękom,
Zlewa się jasno światło zachodowe
Na potępioną winowajcy głowę,
Gdy ten przy swoim klęczący kapłanie,
Win się swych zwierza i żałując za nie,
W całéj świętości skruszonego ducha,
Tych słów tak błogich i wszechmocnych słucha,
Których dźwięk z boskiém przebaczeniem spływa
I wszystkie plamy duszy ludzkiéj zmywa,
Żywém się światłem ta głowa promieni,
I ten włos wdzięcznych i ciemnych pierścieni,
Który tak białą osłania mu szyję —
Lecz stokroć żywszy odstrzela się promień,
Z toporu kata, co jak groźny płomień,
Strasznym, okropnym wkoło blaskiem bije!
Gorzką jest, gorzką ta krwawa godzina,
Twarde się nawet serce trwogą ścina:
Słuszny jest wyrok i zbrodnia straszliwa,
Wszystkich jednakże wstręt i dreszcz przeszywa.

XVII.

Skończył już wszystkie modły i pokuty,
Śmiały zwodziciel zdradnéj Paryzyny,
Zliczone wszystkie różańce i winy,
Życie ostatniéj dobiega minuty.
Zdjęty na rozkaz płaszcz na ziemi składa,
Pod ostrzem nożyc gęsty włos odpada,
Wszystkie przy saméj głowie mu ucięto.
Miłe mu szaty i pamiątki zdjęto,
Téj szarfy nawet, drogą szytéj dłonią,
Do grobu z sobą zabierać mu bronią.