Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zwolna nad okiem drżącą ciągnie rękę,
Jak gdyby swoję chciał ukrywać mękę,
Kiedy wtém Hugo dłoń okutą wznosi,
Ojca o wolność przemówienia prosi,
A gdy ten milczy, ozwać się nie wzbrania,
Rzecze: — „Nie bojaźń do tych słów mię skłania.
Widziałeś nieraz, jak na polu chwały,
Krwią twoich wrogów zbroczałem się cały,
I jak ten oręż w każdéj działał walce,
Który mi twoi wydarli służalce.
Dłoń ta w twéj sprawie więcéj krwi przelała,
Niż twój kat z mego wytoczy jéj ciała.
Dałeś mi życie i odbierz je, panie,
Żadnych ja dzięków nie składam ci za nie.
Dar ten był źródłem ciągłego cierpienia,
Wszystkie mi krzywdy matki przypomina,
Zdeptaną miłość i hańbę imienia,
Smutne, okropne dziedzictwo jéj syna.
Lecz grób ją schłonął — w którym już niezwłocznie
Ten syn jéj, a twój współzalotnik spocznie...
Wiecznie tam będą z swych mogił świadczyły,
Krwawe łzy matki, moja krew przelana,
Czém tu dla ciebie wszelkie węzły były,
I czułość ojca i miłość młodziana!
„Skrzywdziłem ciebie — słuszna zemsta, kara —
Krzywda to tylko krzywdę odpłaciła.
Ta nowa — droga dumy twéj ofiara,
Mnie, jak wiesz, wprzódy przeznaczoną była.
Ledwieś ją ujrzał, uwielbił jéj wdzięki,
Jużeś niegodnym uznał mnie jéj ręki,
I tak mię podłym wyszydzałeś rodem,
Jak gdyby nie był zbrodni twéj dowodem.
Nie mogłem wprawdzie zbyt nizko zrodzony
Do świetnéj Estów zasięgać korony,
Kilka lat przecież, a ten syn nieprawy
W wiecznéjby wówczas zajaśniał ozdobie,
I wszystkie laury, wszystkie wieńce sławy
Samemu tylko byłby winien sobie.
Mając mój oręż — przy tém sercu, dłoni,
Byłbym ja hełmu takiego się dobił,
Jaki monarszéj tylu Estów skroni
Przez cały ciąg ich wieków nie ozdobił.