Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VI.

Piękna, jak pierwsza ze stworzonych w raju,
Gdy z zaufaniem, z weselem dziewiczém,
Śmiała się patrząc w zakazanym gaju,
Jak ją wąż okiem urzekał zwodniczém,
I blask swych oczu zaszczepiał w jéj wzroku —
Źródło obłudy jéj płci, i uroku! —
Miła — jak sennéj pociechy widzenie,
Co łzy na jawie płynące osuza,
Gdy w nieśmiertelne ubrana promienie,
Duszę płaczących cieszy zmarłych dusza;
Tkliwa — jak pamięć miłości niewinnéj;
Czysta — jak wiara modlitwy dziecinnéj;
Była dziewica, cel ojca miłości;
Który ją witał ze łzami — radości.

Któż nie doświadczył, jak trudno słów dźwiękiem
Dać uczuć piękność, z jéj blaskiem i wdziękiem?
Kto nie czuł patrząc — nim niesyte oczy
Mgła upojenia albo łza zamroczy —
Jak wzbudzający cześć, i jak zwycięski
Jest niewinności urok czarnoksięski! —
Ona je łączy: — w niéj jednéj zebrane,
Kwitną powaby — jéj tylko nieznane:
Niebieskiéj łaski świętość tajemnicza,
Pogoda myśli, swoboda dziewicza,
Dusza — muzyka tchnąca z jéj oblicza![1]
I czułość, którą lada myśli wzruszą —
I ach! oko, co samo już zda się być duszą! —

Skromnie na piersiach krzyżując ramiona —
I pierwszém tkliwém słowem ośmielona,
Na szyję ojca zarzucając ręce,
Co jéj wesołe pieszczoty dziecięce
Dzielił i wzajem odpłacał, słowami,
Błogosławieństwy i całowaniami —
Zulejka przyszła. — Giaffir czuł w duszy,
Że zamiar jego miękczy się i kruszy.
Nie, by się troskał o przyszłém jéj szczęściu,
Czy je miéć może w wybraném zamęściu;
Lecz myśl rozstania zamysłem zachwiała —
Miłość ją wlała — Duma pokonała.

  1. Wyrażenie to uległo zarzutom. Nie odpowiadając na nie krytykom „niemającym muzyki w duszy“ proszę tylko czytelnika, aby przypomniał w myśli na chwilę rysy najpiękniejszéj, jaką znał, kobiety. A jeśli wtenczas jeszcze nie zrozumie tego, co mój wiersz słabo wyraża, wyznaję, iż będę żałował nas obu.
    W dziele „O Niemczech“ (Tom III roz. 10), napisaném przez kobietę, przewyższającą gieniuszem kobiety wszystkich wieków, znajduje się bardzo wymowny ustęp, o podobieństwie zachodzącém między malarstwem a muzyką; i porównanie tych obu sztuk, wynikające z tegoż podobieństwa. Czyżby wiec podobieństwo muzyki nie miało być większe z oryginałem jak z kopią? z kolorytem natury, jak sztuki? wreszcie jest to rzecz, która się więcéj daje czuć niż wyrazić. Jestem pewny, iż znajdzie się zawsze kilka osób, które to wyrażenie moje zrozumieją, a przynajmniéj któreby zrozumiały, gdyby widziały twarz, któréj mówiąca harmonia tę myśl mi natchnęła. Wyrażenie to bowiem nie jest wzięte z wyobraźni; znalazłem je w mojéj pamięci — w tém zwierciadle, które smutek rzuca o ziemię, a patrząc na jego szczątki, widzi w nich tylko pomnożone odbicie.