Na odwiedzionych wsparli się janczarkach,
Napół wciśnieni między końskie boki;
Inni uciekli pod ścianę opoki,
I tam ręcznego czekają spotkania,
Wrogom, co bronią niewidzialną rażą,
A wstępnym bojem spotkać się nie ważą.
Sam Hassan został; z konia zsiąść nie raczy,
Spokojnie jedzie, aż z przodu zobaczy
Blask ręcznej broni. Rozbójników zgraja
Strzela wzdłuż drogi, z przodu się zaczaja,
I z tyłu słychać z janczarek łoskotu,
Że mu przecięto drogę do odwrotu.
Więc, wściekły, brodę od gniewu najeżył[1]
»Choć wrogi wkoło, choć gęste wystrzały,
Jam z krwawszych bitew nieraz wyszedł cały!«
Zbójcy wychodzą, stają na skał szczycie:
»Rzucaj broń — krzyczą — komu miłe życie!«
Straszniejsze, niźli nieprzyjaciół razy:
I z garstki szczupłej, ale wiernej panu,
Żaden nie rzucił swego ataganu,
I żaden podle nie krzyknął »amanu!«[2]
Razem ze wszystkich zasadzek wychodzą,
A z gęstwi lasu dowódca orszaku
Leci sam przodem na dzielnym rumaku.
- ↑ w. 584. brodę od gniewu najeżył — »Zwyczajne symptoma gniewu u Turków. W r. 1809 na audjencji dyplomatycznej nagle wąsy Kapudana Baszy najeżyły się, jak u tygrysa; drogmani pobledli od strachu; szczęściem wąs powoli opadł i obwisnął; zostało więc na karkach może tyle głów, ile było włosów w owych wąsach« (B.M.).
- ↑ w. 594. amanu — pardonu (B.).