Zbójca swój rudel zaraz na głąb pędzi:[1]
Zakryty cieniem nadbrzeżnych krawędzi,
Zahacza statek, zdobycze rozdzieła, —
Wrzask konających miesza pieśń wesela.
Na ogród bogów i hojnie nań zlała
Tyle bogactwa, piękności tak wiele,
Jakby we własnem zakochana dziele:[2]
Dziwna, że dzieła własnego się zrzeka
Który, odwieczny miłośnik zniszczenia,
Ogród Edeński na nowo wyplenia —[3]
I jako leśny dzik, kwiecie wytłacza,
Niepokropione znojami oracza,
Tu kwiecie samo dokoła wynika;
Za tyle wdzięków, za taką obfitość
Uprasza tylko człowieka o... litość.
Dziwna! Tu ziemia oddycha pokojem,
Czyż kraje światła na nowo ogarnie
Noc namiętności, rządzących bezkarnie?
Patrząc, myśliłbyś, że tu zbuntowani
Wojsko aniołów zwalczyli szatani,
Tłum, który piekieł wyzionęła paszcza.
Tak śliczny kraj ten, ojczyzna rozkoszy, —
Tak brzydki tyran, co go dziś pustoszy!
Kto na śmiertelnem oglądał posłaniu[4]