Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV

Oboje ręce od wioseł odjęli;
Ona, wskazując, na statek złowrogi,
Woła: »Spiesz za mną, Torkwilu, bez trwogi!«
I skacze z czółna i znika w topieli...

1120 
Nie czas odwlekać! — Nieprzyjaciel zblizka

Coraz to silniej pracuje wiosłami,
Urąga słowem, brzęczy kajdanami,
I nazwę jego zbrodni w twarz mu ciska,
I groźnym głosem wzywa do poddania.

1125 
Skoczył na głowę. — On zręczność pływania

Miał już wrodzoną, lecz gdzież będzie płynął?
Skoczył, dał nurka, i z oczu im zginął,
I nie wstał więcej. — Napróżno go śledzi
Ciekawe oko zdumionej gawiedzi!

1130 
Patrzą na skałę, — niema na nią wchodu,

Stroma i śliska, jako bryła lodu;
Czekają chwilę, a fala szeleści,
Lecz żadnej o nim nie poda im wieści,
I żadna brózda nie marszczy jej lica,

1135 
Odkąd z młodzieńcem plusnęła dziewica, —

A nad nią fala kręciła się wirem,
I z białej piany nad ciemnym szafirem
Grobowy pomnik wstał śród fal kobierca,
Trwały, jak w żalu swoim spadkobierca;[1]

1140 
A próżna łódka gdzieś na fal obszarze,

To ślad jedyny po kochanków parze.
Gdyby nie ona, to przysiącby można,
Że to sen tylko, albo mara próżna.
Długo daremne szukanie ich trudzi,

1145 
Aż się w umysłach zabobon obudzi,

I dłużej w miejscu nie dozwala zostać.
Ten mu upiora przypisuje postać,
Tamten zaręcza, że rozwiał się dymem,

  1. w. 1139. Trwały, jak w żalu swoim spadkobierca — t. j. piana na morzu trwała tak krótko, jak krótko spadkobierca żałuje śmierci tego, po kim odziedziczył majątek.