Oboje ręce od wioseł odjęli;
Ona, wskazując, na statek złowrogi,
Woła: »Spiesz za mną, Torkwilu, bez trwogi!«
I skacze z czółna i znika w topieli...
Coraz to silniej pracuje wiosłami,
Urąga słowem, brzęczy kajdanami,
I nazwę jego zbrodni w twarz mu ciska,
I groźnym głosem wzywa do poddania.
Miał już wrodzoną, lecz gdzież będzie płynął?
Skoczył, dał nurka, i z oczu im zginął,
I nie wstał więcej. — Napróżno go śledzi
Ciekawe oko zdumionej gawiedzi!
Stroma i śliska, jako bryła lodu;
Czekają chwilę, a fala szeleści,
Lecz żadnej o nim nie poda im wieści,
I żadna brózda nie marszczy jej lica,
A nad nią fala kręciła się wirem,
I z białej piany nad ciemnym szafirem
Grobowy pomnik wstał śród fal kobierca,
Trwały, jak w żalu swoim spadkobierca;[1]
To ślad jedyny po kochanków parze.
Gdyby nie ona, to przysiącby można,
Że to sen tylko, albo mara próżna.
Długo daremne szukanie ich trudzi,
I dłużej w miejscu nie dozwala zostać.
Ten mu upiora przypisuje postać,
Tamten zaręcza, że rozwiał się dymem,
- ↑ w. 1139. Trwały, jak w żalu swoim spadkobierca — t. j. piana na morzu trwała tak krótko, jak krótko spadkobierca żałuje śmierci tego, po kim odziedziczył majątek.