Nazbyt wysoko w porównaniach dążę,
Kiedy do takich wielkich imion wiążę
Nieznajomego ci człowieka imię,
Który nic nie wie o sławie, lub Rzymie,
Śmiejesz się? Dobrze! Lepiej się uśmiéchać,
Niżeli miałbyś płakać, albo wzdychać.
Jednak on wyższy był od gminnej tłuszczy,
On był z tych ludzi, którzy idą przodem,
Mógł bohaterem zostać lub despotą,
Narodu chwałą, albo też sromotą...
Lecz to marzenie! Nie mów, czem być zdolny,
Lecz czem jest teraz? — To hoży młodzieniec,
Toobanajskiej córki oblubieniec.
On siedział z Neuhą i patrzał na wody;
Zacnym się rodem piękna Neuha szczyci:
Och! bo i tutaj są wysokie rody,
Niech się szyderczo śmieją heraldycy!
Lecz jej ojcowie, dzielni wojownicy,
Słyną wśród nagich tej wyspy rycerzy;
Ich groby dotąd stoją wzdłuż wybrzeży,
Napróżno oko dziś szuka wędrowca...
Gdy cudzoziemców, zbrojnych piorunami,
Przyniosły łodzie wieńczone ogniami,
Z drzewem, co jeszcze wyższe niż palmowe,
A gdy wiatr fale zamąci perłowe,
Szerokie skrzydła rozpuszcza jak chmury,