Jak jasna nimfa błękitnej powodzi,[1]
Mniej jest ułomny, ach! i bardziej wolny!
On, kiedy burza na morzu szaleje,
I szydząc, z ludziej armady się śmieje,[2]
Co światem wstrząsa, a od wiatrów ginie.
Gdy wszystko było już przygotowanem
I już buntownik został nawy panem,
Okazał żal, co jeszcze bardziej drażni:
W dawnego wodza łzawem utkwił okiem,
Dając znak niemy bezwładnej przyjaźni,
Wreszcie mu zwilżył pomarańczy sokiem
Za to też przy nim pełnił straż niedługo,
Reszta litośną nie zgrzeszy przysługą.
Naprzód wystąpił zuchwały młodzieniec,
Dawnego wodza niegdyś ulubieniec;
»Precz stąd! bo wkrótce być może za późno«!
Jednak do gruntu czucia nie wyziębił,
A słowem zdradził, co w sercu zagłębił;
W ostatniej chwili, gdy się zbrodnią mazał,
Gdy Blaj z surowem pytał go obliczem:
»Gdzie twoja wdzięczność? Gdzie nadzieje śmiałe,
Że twoje imię nieskalane niczem
Zapłonie jasno ojczyźnie na chwałę?« —
»Och! tak! — wykrzyknął — jestem w piekle! w piekle«!