I ludzkim głosem piękność jej wysłowię.
Urocze oko Azyjanki miała[1]
(Nieraz się bowiem krew polska zmieszała[2]
Z bliskiemi granic sarmackich Turkami);
Ciągle zeń strzelał taki promyk wdzięczny,
Jak z chmur północnych pierwszy błysk miesięczny.
Oko to płynnym promieniem się zdało
I niby w własnem swem świetle topniało,
Jak te z pod miecza męczennic spojrzenia,
Które ku niebu z takiem czuciem wznoszą,
Jakgdyby dla nich śmierć była rozkoszą.
Czoło, jak w lecie jezior kryształ czysty,
Gdy mruknąć nawet ciche nie śmią tonie,
A niebo w całem odbijają łonie.
Lecz nacóż tego wdzięków jej wywodu?
Kocham ją zawsze, jak kochałem z młodu.
Ni w złem, ni w dobrem granic nie znająca,
W wściekłości nawet bojów nie ostyga,[3]
I cień przeszłości aż w starość nas ściga.
»Spotykam, — wzdycham. Spojrzała, — spojrzałem;
Ach! bo są znaków i dźwięków tysiące,
Widzim je, — słyszym — lecz któż je określi?
- ↑ w. 207. Azjanki — mieszkanki Azji.
- ↑ w. 208—9. Uwaga Mazepy (wzgl. Byrona) jest naturalnie historycznym nonsensem.
- ↑ w. 227 jest dodatkiem tłumacza, wzgl. ma być odpowiednikiem na powiedzenie oryg.: »kochamy nawet w szaleństwie wściekłości«; odnosi się to jednak do rodzaju uczucia względem osoby kochanej.