Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
205 
A przecież nie wiem, czyli w ludzkiej mowie

I ludzkim głosem piękność jej wysłowię.
Urocze oko Azyjanki miała[1]
(Nieraz się bowiem krew polska zmieszała[2]
Z bliskiemi granic sarmackich Turkami);

210 
Tak czarnem było, jak niebo nad nami:

Ciągle zeń strzelał taki promyk wdzięczny,
Jak z chmur północnych pierwszy błysk miesięczny.
Oko to płynnym promieniem się zdało
I niby w własnem swem świetle topniało,

215 
Całe miłością — pół ognia, pół mdlenia,

Jak te z pod miecza męczennic spojrzenia,
Które ku niebu z takiem czuciem wznoszą,
Jakgdyby dla nich śmierć była rozkoszą.
Czoło, jak w lecie jezior kryształ czysty,

220 
Z słońcem na głębi, a do dna przejrzysty,

Gdy mruknąć nawet ciche nie śmią tonie,
A niebo w całem odbijają łonie.
Lecz nacóż tego wdzięków jej wywodu?
Kocham ją zawsze, jak kochałem z młodu.

225 
Taka, jak moja, miłość dzika, wrząca,

Ni w złem, ni w dobrem granic nie znająca,
W wściekłości nawet bojów nie ostyga,[3]
I cień przeszłości aż w starość nas ściga.

VI

»Spotykam, — wzdycham. Spojrzała, — spojrzałem;

230 
Nic nie wyrzekła, — przecież zrozumiałem.

Ach! bo są znaków i dźwięków tysiące,
Widzim je, — słyszym — lecz któż je określi?

  1. w. 207. Azjanki — mieszkanki Azji.
  2. w. 208—9. Uwaga Mazepy (wzgl. Byrona) jest naturalnie historycznym nonsensem.
  3. w. 227 jest dodatkiem tłumacza, wzgl. ma być odpowiednikiem na powiedzenie oryg.: »kochamy nawet w szaleństwie wściekłości«; odnosi się to jednak do rodzaju uczucia względem osoby kochanej.