Leciał, i ku mnie swe skrzydła obrócił.
Patrzałem — łzami oko się zalało,
Żem jeszcze świeżych więzów nie porzucił!
Rzuciłem okno; — z wstydem wyznać muszę,[2]
Że znowu ciemność mojego więzienia
Jakby całunem padła na mą duszę.
Przecież w ciemności pragnęła spocznienia
Światłem i łzami znużona źrenica.
Były tygodnie, miesiące, dni, lata, —
Lecz ich rachuba wypadła mi z myśli,
Wkońcu dozorcę moi do mnie przyśli,
I zwiastowali wolność! — Ich przybycie,[4]
Ich radość nawet dość zimno przyjąłem,
Gdyż w moim stanie już mi jedno było,
A serce tak się od bólów zdrętwiło,
Że już w rozpaczy podobać zacząłem![6]
Odkąd dozorce ze mnie więzy zdjęli,
Nim od żelaza zamknęły się blizny,
Wyrwać mię z domu, z drugiej mej ojczyzny!
Gdyż jak pustelnik nieznany nikomu,
Żyłem tu, jakby w swoim własnym domu.
- ↑ ww. 360—1. W oryg.: »poczułem niepokój, i wiele byłbym dał za to, żebym nie był opuszczał mojego niedawnego łańcucha«.
- ↑ w. 362. z wstydem wyznać muszę — dodatek tłumacza.
- ↑ w. 365. W oryg.: »Był to jakgdyby świeżo usypany grób nad kimś, kogo pragnęliśmy wydrzeć śmierci«.
- ↑ w. 372—3. W oryg.: »i dali mi wolność; nie pytałem ich, dlaczego, i nie troszczyłem się, dokąd mam iść, wolny«.
- ↑ w. 375. płużyć — pędzić z trudem.
- ↑ w. 377. w rozpaczy podobać — lubić życie pełne rozpaczy.