Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XII

»Wczoraj się jeszcze — tak Azo zaczyna —
Z chlubą patrzyłem na żonę i syna;

195 
Dziś z tak drogiego marzenia ockniony,

Dziś jeszcze będę bez syna i żony.
Czeka mię ciężar dni pustych, samotnych...
Lecz niechaj losy spełnią się zacięte.
Któżby nie karał przestępstw tak sromotnych?

200 
Nie jam to zerwał te węzły tak święte.

Stało się, — Hugo, wyrok twój wydany,
Wszystko gotowe — kapłan przywołany,
Pójdziesz zapłatę zbrodni twej odebrać,
Nim pierwsze w górze gwiazdy zajaśnieją;

205 
Staraj się w niebie łaskę twą wyżebrać, —

Tam tylko możesz sięgać twą nadzieją,
Gdyż na tej ziemi nigdzie się nie zmieści
Twoja sromota przy mojej boleści.
Żegnam cię, — nie chcę patrzyć na śmierć syna...

210 
Lecz ty — ach! gniew mi krew i usta ścina —[1]

Ty, której sercem sama płochość władnie,
Kobieto, czarną niewiarą splamiona,
Ty patrzeć będziesz, jak ta głowa spadnie:
Nie ja, — ty sama zabijasz Hugona

215 
Jeśli nie skonasz w tak okropnej dobie,

Ciesz się twem życiem, — zostawiam je tobie!«

XIII

Skończył, twarz zakrył. — W każdej czoła żyle
Z taką potęgą bije krew wezbrana,
Jakgdyby z żył tych ciągle wypierana,

220 
Ciągle w zdwojonej powracała sile.
  1. w. 210—16. W oryg.: »Lecz ty, ułomne stworzenie! ty zobaczysz jego głowę... Odejdź! nie mogę dokończyć... Idź, kobieto z sercem rozpustnicy! nie ja, ty właśnie rozlewasz jego krew: Idź, jeżeli możesz przeżyć ten widok, i ciesz się życiem, które ci darowuję!«