Ach! wczoraj jeszcze błękit żyłek drobnych
A które były tak miłej białości,
Że się zdawały wzywać ust miłości;
Dziś, tak palące, zżółkłe i zwiędniałe,[1]
Nietyle słonią, ile cisną oczy,
Coraz się bardziej tłumem łez tych mroczy.
Byłby i Hugo nad nią łzę uronił,
Gdyby tak licznych świadków się ochronił.
Całą męczarnię w swojem zawarł łonie,
Umarłby z wstydu, gdyby swej katuszy[2]
Przed okiem świata nie mógł ukryć w duszy,
Na nią jednakże nie śmiał rzucić wzroku;
Stała mu w myśli okropność wyroku,[3]
Straszny gniew ojca — wzgarda serc szlachetnych,
Ziemska, wieczysta kara ciężkiej winy,
A zwłaszcza, zwłaszcza przyszłość Paryzyny!
Nie, — nigdy jego nie mogły źrenice
Ryknąłby z żalu i przeklął tę chwilę,[4]
Przez którą na nią ściągnął nieszczęść tyle!
- ↑ w. 173. zżółkłe i zwiędniałe — dodatek tłumacza, niepotrzebnie rozwlekający określenie oryg.: livid (chorobliwy), które nie daje żadnego plastycznego obrazu i nie psuje przez to wrażenia piękności Paryzyny.
- ↑ w. 181—2. W oryg.: »jakikolwiek był to ból, który jego dusza wyczuwała, nie byłby zadrżał przed tłumem«.
- ↑ w. 184. Stała mu w myśli okropność wyroku — dodatek tłumacza, niezgodny z charakterem bohatera.
- ↑ w. 191—2. W oryg.: »bo wtedy serce jego byłoby zdradziło wszystkie wyrzuty sumienia, jakie czuł za nieszczęście, które sprawił«.