Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słucha i czeka — nie słowiczych jęków,
Choć równie słodkich oczekuje dźwięków.
Ktoś się w gęstwinę śmiałą wciska nogą, —
Lica jej bledną, serce bije trwogą...

25 
Wtem ciche słowo wsuwa się miłośnie,

Wraca rumieniec i pierś szczęściem rośnie;
Chwila już tylko — jedna chwilka mała,
Ujrzy kochanka... Stało się, ujrzała.

III

I czemże dla nich świat, ziemia, niebiosy,

30 
I wszyscy ludzie, wszystkie zmiany, losy!

Martwi, jakgdyby już byli zmarłemi,
Na wszystko wkoło — nad niemi — pod niemi,
Jakgdyby wszystko już znikło w tej chwili,
I oni tylko wzajem w sobie żyli.

35 
Ileż to ognia w ich westchnieniach pała!

Ach! gdyby radość ta zwolnieć nie miała,
Wkrótceby, szczęścia zniszczone nadmiarem,
Serca ich własnym spłonęły pożarem. —
Mogliż, sen marząc tak ognisty, luby,

40 
Pomnieć na zbrodnię lub lękać się zguby;

Któżby w tej burzy, tej uczuć nawale,
Hamował wrzące namiętności fale?
Któż wówczas myśli, jak czas ten przelotny? —[1]
Przecież już uszedł, i uszedł niezwrotny.

45 
Tak się to człowiek ze snu szczęścia cuci,

Wprzód nim się dowie, że już mu nie wróci.

IV

Smętnem się, rzewnem żegnają obliczem
Z minionej winy miejscem tajemniczem.
Mają nadzieję — przyrzekli, że wrócą,

50 
Przecież jak wiecznym rozdziałem się smucą.
  1. w. 43. jak czas ten przelotny — jak krótkie są chwile takiej miłości.