Przez gęstwę kolumn; wszyscy gwałtem muszą
Bić się, lub ginąć; — i ginęło wiele!
Lecz z krwi ich nowi powstają mściciele,
Krzepcy i wściekli, padając baz liku,
Już przerzedzona chrześcijan gromada
Słabła, wróg świeżym hufcem wciąż napada,
Osmanin do drzwi szturmuje nawałą,
Lecz drzwi żelazne jeszcze stoją cało.
Jeszcze się sypie ogień gęsty, spory;
Z bezszybnych okien dobrze celowany
Morderczych strzałów lał deszcz ołowiany;
Wtem drzwi się chwieją, podważone młotem;
Z drzwiami runęły razem: szturm skończony, —
Kościół zdobyty, Korynt bez obrony.
Smutny, lecz z dumą, co wrogów przeraża,
Minotti stoi na stopniu ołtarza:
Cudnemi barwy pędzla malowana,
Oczy Jej światłem i miłością gorą!
Lud przed obrazem pada na kolana,
I zabrukane myśli prochem ziemi
Gdy klęcząc przed nim, korzym się z pokorą,
Podniósłszy oczy w pobożnym zachwycie,
Widzim, jak do Niej tuli się Bóg-dziécie,
Jak słodki uśmiech ich lica powleka,
I teraz, zda się, boska twarz się śmieje,
Choć w jej przybytku rzeź i krew się leje.