Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
880 
Trwożliwsi pierzchać daremnie się kuszą

Przez gęstwę kolumn; wszyscy gwałtem muszą
Bić się, lub ginąć; — i ginęło wiele!
Lecz z krwi ich nowi powstają mściciele,
Krzepcy i wściekli, padając baz liku,

885 
Zaledwo czują zwężenie się szyku.

Już przerzedzona chrześcijan gromada
Słabła, wróg świeżym hufcem wciąż napada,
Osmanin do drzwi szturmuje nawałą,
Lecz drzwi żelazne jeszcze stoją cało.

890 
Z każdej strzelnicy przez kratne otwory

Jeszcze się sypie ogień gęsty, spory;
Z bezszybnych okien dobrze celowany
Morderczych strzałów lał deszcz ołowiany;
Wtem drzwi się chwieją, podważone młotem;

895 
Wrzeciądze skrzypią, zawiasy z łoskotem

Z drzwiami runęły razem: szturm skończony, —
Kościół zdobyty, Korynt bez obrony.

XXX

Smutny, lecz z dumą, co wrogów przeraża,
Minotti stoi na stopniu ołtarza:

900 
Nad głową starca świeci twarz Madony,

Cudnemi barwy pędzla malowana,
Oczy Jej światłem i miłością gorą!
Lud przed obrazem pada na kolana,
I zabrukane myśli prochem ziemi

905 
Oczyszcza, rzeźwi modły gorącemi.

Gdy klęcząc przed nim, korzym się z pokorą,
Podniósłszy oczy w pobożnym zachwycie,
Widzim, jak do Niej tuli się Bóg-dziécie,
Jak słodki uśmiech ich lica powleka,

910 
Unosząc w niebo modlitwę człowieka.

I teraz, zda się, boska twarz się śmieje,
Choć w jej przybytku rzeź i krew się leje.