Ci z szalów wiążą wznioślejsze turbany, —
Skromny strój Alpa w całem wojsku znany;
Spojrzyj w najgęstszy ścisk bitwy: tam ona!
Niema sztandaru, coby na tym brzegu
Śmielej wiódł naprzód szereg po szeregu;
Ta ręka moc ma chorągwi proroka,
A świeci jako gwiazda spadająca!
Gdzie się pokaże to potężne ramie,
Nic nie dostoi, wnet się szereg złamie;
Tam przebaczenia okrzyk się roztrąca
Tam żołnierz ranny, leżący na ziemi,
Jęk swój w skonaniu zatłumić się stara;
Wytęża siły, rękami słabemi
Jeszcze swój pocisk ostatni wymierza
Choć obaj słabi, w ostatniej męczarni
Pełzną do siebie po krwią zlanej darni...
Jeszcze stał starzec w swojej krzepkiej sile,
I Alpa zapęd hamował na chwilę.
Przez wzgląd na siebie i na córkę twoję«.
— »Nigdy, nigdy, odszczepieńcze!
Życiem z twej łaski prędzej się domęczę«.
— »Franczeska! gdy dziś miecz zamiata tłumy,
— »Ona bezpieczna«. — »Gdzie jest? mów, gdzie?« — »W niebie,
Podły zbrodniarzu, zamkniętem dla ciebie,
Zdala twych oczu, i bez ziemskiej zmazy«.
Wtem usta starca dziko się rozśmiały,