Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zda się, że cały szereg malowany

580 
Figur, postaci, wychodzi ze ściany,

Chwiejąc się dziko tam i sam w pomroce,
Gdy wiatr obiciem płótna zaszamoce.

— »Jeśli nie przez miłość dla mnie, błagam ciebie!
To przez miłość Boga żywego na niebie,

585 
Mój Alpie, posłuchaj, zrzuć ten turban z głowy,

Przysięgnij, że twoję ojczyznę tą rażą,
Współziomków, twej zemsty oszczędzi żelazo;
Lecz jeśliś me prośby odrzucić gotowy,
Zgubiony na wieki! — nie ziemi, co minie,[1]

590 
Lecz niebu, — mnie w niebie nigdy nie obaczysz.

Jeżeli, mówiłam, obrazę przebaczysz,
Choć smutny twój koniec, w ostatniej godzinie
On grzech twój rozwiąże, i dusza bez plamy
Uleci w otwarte miłosierdzia bramy!

595 
Lecz gdybyś choć chwilą później się nawrócił,

Sam Bóg ciebie przeklnie, boś Go sam odrzucił!
Konając, poglądaj w niebo, jak zamyka
Bramę swojej łaski przed pychą grzesznika.
Patrz! obłok jak lekki kryje twarz księżyca,

600 
Przechodzi, za chwilę wionie z jego lica;[2]

Nim mglisty swój żagiel po błękitów toni
Rozwinie i tarczę księżyca odsłoni:
Gdy twoje w tej chwili serce się nie zmieni,
Bóg wtenczas i ludzie zostaną zemszczeni.

  1. w. 589. nie ziemi — nie dla ziemi, która przeminie, ale dla nieba.
  2. w. 600. Do tego wiersza uwaga Byrona: »Mówiono mi, że pomysł tego i następnych pięciu wierszy był przedmiotem podziwu osób, których pochwałę bardzo sobie cenię. Cieszy mnie to wysoce; ale to pomysł nieoryginalny, przynajmniej nie mój własny; znacznie lepiej wyrażony można znaleźć na stronie 182—4 angielskiego wydania Vatheka (nie pamiętam dokładnie strony wydania francuskiego), dzieła, o którem już raz wspominałem, a do którego nigdy nie wracam, którego nigdy nie czytam bez uczucia wdzięczności za każdym razem«.