Za nim obozy, przed nim na rzut oka
W liczne zakręty łamiąca swe brzegi;
Z Delfickiej góry srebrzyły się śniegi,[2]
Nietknięte, wieczne, dziś w tej samej krasie,
Jaką świeciły tam przed lat tysiącem,
I nie ponikły jako ludzie w czasie!
Pan i niewolnik, dożywszy dni końca,
Bez śladu zeszli precz z przed oczu słońca, —
A płachta śniegu, co z przelotnej chmury
Gdy drzewa, zamki runęły w doliny,
Jak biały obłok świeci z jej wyżyny!
A z kształtu zda się całunu zasłona,
Przez odchodzącą Wolność narzucona,
Skryła się na czas między gór tych ściany,
Gdzie długo w pieśni wiał jej duch proroczy!
Jeszcze jej stopa, zda się, czasem kroczy
Po zgliszczach wiosek, przez świątyń bezłady;
Wskazując ludziom wielkich czynów ślady.
Lecz głos jej będzie daremnym dla ludzi,
Póki dni lepsze, dni słonecznej chwały
Nie błysną, jakie dotąd Grek wspomina,
Konającego uśmiech Spartanina.[3]