Wkońcu przewodnik gminny z głodu krzyczy,
Krwawiąc paszczękę ostatkiem zdobyczy.
Dzikie sny, mary, paliły mu głowę,
Próżno spoczynek wyzywając nocny,
Koleją z boku na bok się przerzucał;
Jeżeli zdrzemał, jeden dźwięk, szmer mocny,
Z wylękłem sercem ze snu go ocucał.
Zbroja na piersi ciężyła ołowiem, —
Choć pod jej wagą i często i długo
Przespał bez przerwy noc jedną i drugą
Na twardszej ziemi, bez dachu, posłania,
Dziś ma darń miękką na rycerskie łoże,
Sklepi się nad niem niebo pogodniejsze.
Alp spać nie może, wygląda zarania
Bezsennem okiem, — czeka i nie może
Wyszedł, — tłum śpiących czerni się po piasku;
Cóż ich uśpiło? Wodza sen nie bierze,
Gdy śpią snem twardym najlichsi żołnierze?
Przed krwawą bitwą, ze spokojną twarzą
Gdy Alp samotny, gdzie tysiące ludzi
Może ostatnim snem na ziemi spało,
W chorem czuwaniu błąka się noc całą,
A każda senna twarz w nim zawiść budzi.
Oddychał, — poczuł, jak w duszy ulżyło,
I niebo chłodne, choć cichej pogody,
Skroń mu powietrznym balsamem rzeźwiło.