Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
1835 
»Gulnaro!« — Milczy. — »Kochana Gulnaro!«

Podniosła oczy z bojaźnią, z niewiarą,
Wzrok jej rozjaśniał, i jakby zemdlona
Nagle się w jego rzuciła ramiona.
Gdyby odepchnął, — on, jedna opieka, —

1840 
Byłby coś więcej lub mniej od człowieka.

Pozwolił zostać; i gdyby nie ciemne
Przeczucia serca, straszne, choć tajemne,
Może w tej chwili ostatnia na ziemi
Cnota-by jego poszła za drugiemi.

1845 
Lecz przed nią nawet grzechem się nie stanie

Jedno tak pięknych ust pocałowanie!
Pierwsze, co płochość wykradła wierności;
Jedna nagroda tak wielkiej miłości![1]

XVIII

Brzegi swej wyspy ujrzeli o zmroku.

1850 
Każda się skała uśmiecha ich oku!

U portu słychać zgiełk, wrzawę stłumioną,
Strażnicze ognie na swych miejscach płoną.
W zatoce szybkie ślizgają się łodzie,
Skacząc delfiny igrają po wodzie;

1855 
Krzyk nawet ptactwa, co się wkrąg rozlega,[2]

Brzmi dla nich wdzięcznie, zwiastowaniem brzega.
Pizy każdem świetle chcą dojrzeć postaci,
Każdy swej żony, kochanki lub braci!...
Ach! któż tak czuje wdzięk własnej ustroni,

1860 
Jak błędny żeglarz na burzliwej toni?
  1. po w. 1848 opuszczone w przekładzie dwa wiersze, których treść brzmi: »ust, których przerywane jęki tchną taką wonią, jakgdyby przed chwilą właśnie Miłość owiewała je swojem skrzydłem«.
  2. w. 1855—6. W oryg.: »Nawet krzyk ochrypłej mewy morskiej, ostry, fałszywie brzmiący, wita ich jako pozdrowienie u progu domu z bezdźwięcznego gardła tego ptaka«.