Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XII

Klasnęła w dłonie: skryci, niedalecy,
Wbiegli jej słudzy, Murzyni i Grecy,

1725 
Zdjęli okowy na rozkaz władczyni.

Znowu on wolny jak wiatr na pustyni!
Lecz w sercu jego taki smutek cięży,
Jakby z rąk na nie przełożono więzy.
Skinęła, — drzwi się otwarły tajemne;

1730 
Wiodą ku morzu przez przejścia podziemne.

Wyszli za miasto, przyśpieszają biegu,
Gdzie fala szemrząc srebrzy się po brzegu...
Konrad szedł zwolna, nie dba i nie bada,
Co go ma spotkać? swoboda, czy zdrada?

1735 
Czuje, że opór na nic się nie przyda,

Jakgdyby jeszcze był w mocy Seida.

XIII

Łódź czeka, wsiedli; rozdęły się żagle,[1]
Pękł sznur, łódź w pianach zaryła się nagle
I poszła z wiatrem. Cieszy się gromada!

1740 
Ileż tu wspomnień dla duszy Konrada!

Dumał sam w sobie, aż głaz nad zatoką,
Gdzie wysiadł na ląd, spotkał jego oko.
Ach! od tej nocy, on, choć czas tak krótki,
Wiekowe przeżył trwogi, zbrodnie, smutki!

1745 
I gdy cień głazu posępny, olbrzymi,

Sięgając łodzi czernił się nad nimi,
On wzrok odwrócił, twarz płaszczem obwinął,
I stał dumając, aż ten cień przeminął.
Przypomniał wszystko: Gonzalwa, swą nawę,

1750 
Braci swych, tryumf, klęskę, więzy krwawe,
  1. w. 1737—40. W oryg.: »Wsiedli na łódź, żagle rozwinięto — lekki wiatr zawiewał; — jakże wiele rzeczy pamięć Konrada miała do przypominania sobie«.