Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
595 
On zważa okręt, jak lekki na fali,

Jak słucha steru, — uważa i chwali.
»Gdzie jest Gonzalwo?« — Zbliżył się młodzieniec;
W skłonionej twarzy radości rumieniec.[1]
Uprzejme słowo wódz już w ustach trzyma...

600 
Czegóż się wezdrgnął? — czy się gniewem zżyma?

Ach nie! — on ujrzał swą wieżę na skale,
Wspomniał rozstanie, zgadł Medory żale,
Jeśli na okręt spogląda w tę chwilę, —
Nigdy on, nigdy nie kochał jej tyle!...

605 
Lecz nim noc minie, wiele zrobić trzeba.

Odwrócił oczy, spojrzał w błękit nieba,[2]
I wnet z Gonzalwem zszedłszy na spód nawy,
Odkrywa cele i środki wyprawy.
Przed nimi mapa i lampa na stole,

610 
I kompas; w ręku cyrkiel i półkole.

Północ... czuwają; twarz obudwu groźna.[3]
Bezsennym oczom któraż chwila późna? —
Tymczasem w żagle dął wiatr pożądany,
Okręt jak sokół leci przez bałwany;

615 
Sto wysp minęli sterczących granitem:

Cieszą się, — celu dopłyną przed świtem.
Już przez szkła nocne liczą bez obawy
W ciasnej zatoce natłoczone nawy
Baszy Seida; widzą, jak niedbali

620 
Stróże przy ogniach gasnących czuwali!...

Okręt ich kołem obiegł czaty przednie,
Wszedł, gdzie bezpieczny skryłby się choć we dnie.
Przy pustym brzegu, za skałą wysoką,
Straży ni szpiega nie dojrzy go oko.

625 
Konrad na pokład zgromadził swych ludzi, —

Do powinności, lecz nie ze snu, budzi.
Wsparł się na poręcz, rozkazy objawia,
Rozmawia zimno, choć o krwi rozmawia.






  1. w. 598—9. Dodatek tłumacza.
  2. w. 606. spojrzał w błękit nieba — dodatek tłumacza.
  3. w. 611. twarz obudwu groźna — dodatek tłumacza.