Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Konał jak tygrys pokłóty od szczwaczy,

1060 
Lecz nie czuł tego, co czuję: — rozpaczy!

Szukałem w licu sinem, krwią nabiegłem,
Znaków boleści: — żadnych nie dostrzegłem.
Rysy, śmiertelną okryte ciemnotą,
Jeszcze wściekłością tchnęły — nie zgryzotą.

1065 
Cóżbym dał za to, gdybym w jego twarzy

Mógł widzieć rozpacz ginących zbrodniarzy!

    derwisz oglądał kolumny. Sądząc, że zmienił się w poszukiwacza starożytności, zapytałem go, czy jest »Palaocastro?« — »Nie, odpowiedział, ale te kolumny mogą być użyteczne w razie stawiania oporu«, i dodał kilka uwag, które w każdym razie zdradzały jego wiarę w nieprzyjemną właściwość słyszenia naprzód. Po powrocie do Aten doniesiono nam z Leone (gdzie wysadzono na brzeg jakiegoś aresztanta w kilka dni później), że miał się odbyć napad Majnotów na nas o którym, jak i o przyczynie, dla której go nie było, wspomniałem w notach do Childe-Harolda, pieśń II. Postarałem się o to, że mogłem wybadać tego człowieka, a on opisał mi stroje, uzbrojenie i konie naszej wycieczki tak dokładnie, że połączywszy to razem z innemi okolicznościami, nie mogliśmy wątpić, iż człowiek ten był napewno w »łotrowskiej kompanji«, a my w niezbyt miłem sąsiedztwie. Derwisz został już wróżbiarzem na całe życie, i jestem przekonany, że słyszy teraz więcej strzelaniny, niż wogóle jej się odbędzie, ku wielkiej pociesze Arnautów z Beratu i swoich rodzinnych gór. — Chciałbym dodać jeszcze jeden charakterystyczny rys owego szczególnego plemienia. W marcu 1811 r. niezwykle postawny i energiczny Arnauta zgłosił się (o ile mi się zdaje, pięćdziesiąty, który przyszedł z tym samym interesem) jako przyboczny sługa, którego jednak nie przyjąłem. »Dobrze, Effendi — powiedział wtedy, — życzę długiego życia, — jeszcze się kiedyś przydam. Pójdę dzisiaj w góry; w zimie powrócę, może wtedy mnie Pan przyjmie«. — Derwisz, który był przy tej rozmowie, wtrącił zupełnie naturalnie i bez żadnej dalszej złej myśli uwagę, »że w międzyczasie będzie żył on z Kleftami« [rozbójnikami], co zresztą było zupełną prawdą. Jeżeli nie zginą, schodzą ci ludzie w zimie do miasta, gdzie znają ich tak samo dobrze, jak ich postępki« (B.).