Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Norda uważana jest za wiatr dobry, najlepszy, „morski“, to znaczy, idący od morza, ale odwiedziny jej w tak gwałtownej formie nie obiecywały nic dobrego. Zbyt mocny i wstrząsający był jej uścisk, zbyt bezwzględny powitalny pocałunek.
Cóż robić!
Norda poprawi albo pozbawi! — mówi przysłowie rybackie.
— Może sztorm nadda i zmieni się w briżę! — pocieszali się jedni.
— Będzie, jak Bóg da! — mówili z chrześcijańską pokorą i wiarą drudzy.
Dorotka była w siódmem niebie. Nie wątpiła, że to Sztorm Westowy na jej prośbę namówił panią Nordę, aby zleciała na polskie morze. Wprawdzie pani Norda runęła na półwysep, owiana burzą, Dorotka jednak nie wątpiła, że jeśli przyjdzie do niej pod okienko, ona zdoła ją ubłagać, aby nie srożyła się i nie rzucała wielkiemi falami, lecz żeby złagodziła szorstkie tchnienie.
Gdy odwiedzające ją dzieci powtarzały, jak zwykle dzieci, skargi i narzekania starszych na złą nordę, Dorotka uspokajała je.
— Nie bójcie się! — mówiła. — Ona wnet złagodnieje! Niech tylko przyjdzie do mnie! Już ja ją potrafię uprosić, żeby była dobra!
Dzieci zaczęły się śmiać, ale Dorotka zaperzyła się.