dziły, może bały się wpaść na siebie? Dorotka nie wiedziała oczywiście, że nawet nie nawołując się, nie wpadłyby na siebie, bo każdy jechał wyznaczoną sobie ściśle drogą, a pohukiwały na siebie tylko dlatego, że przepisy tak każą.
W tej chwili Dorotka ujrzała, że coś na jej strądzie świeci. Po lewej stronie okna bliża miarowo rozcinała mgłę jasnem ramieniem, po prawej na wieży sygnałowej płonęło czerwone światło.
Wspomniała sobie teraz, iż i statki na morzu muszą widzieć światło z Rozewja, czerwoną latarnię na wieży sygnałowej pod wioską i miganie bliży Dąbkowej. Zatem chyba nie zbłądzą.
Zdziwiona patrzyła czas jakiś na światełka na „swym“ strądzie, a potem zaczęła się kiwać na łóżeczku, w oczkach jej pociemniało, powoli wyciągnęła się, otuliła kołderką i zasnęła.
Rano była pewna że to był sen. Tak w to wierzyła, że mamusi nawet nie wspomniała o nim. Cały dzień czytała książeczki i oglądała obrazki, bawiła się z dziećmi i zupełnie o swym śnie zapomniała.
Ale wieczorem, kiedy mamusia, zapaliwszy lampę, zasłoniła okna, Dorotce stało się jakoś dziwnie. W obszernym, ciepłym pokoju było przyjemnie i zacisznie, lampa świeciła jasno,
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/70
Wygląd
Ta strona została skorygowana.