Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

musiała bieliznę zmieniać! — uczyła się kroju i szycia. Andzia pędziła życie księżniczki z bajki: nie potrzebowała się uczyć ani pomagać w sprzątaniu, siedziała tylko na prawdziwem metalowem łóżeczku z prawdziwemi poduszeczkami i jedwabną kołderką i z uśmiechniętą buzią słuchała bajek, jakie jej Dorotka opowiadała. Tuż obok niej, przy piecu, stał drugi skarb Dorotki, a mianowicie prawdziwa, stosownie do mody krótka, czerwona parasolka. U nóg Andzi siedziała Basia, śliczna Krakowianka i Dzidzi w samej tylko koszulce, zaś obok łóżeczka lśniła wspaniała kuchnia, otoczona wielką ilością najrozmaitszych srebrnych naczyń i talerzy. Nad tem wszystkiem, niby balon, zwisała z wbitego w ścianę gwoździka wielka, malowana piłka w złotej, jedwabnej siatce.
Nic dziwnego, że wszystkie te bogactwa i nigdy nie oglądane na półwyspie cuda zdobyły Dorotce wybitne stanowisko wśród jej rówieśniczek i rówieśników. Rówieśniczki schlebiały jej i pieściły, aby się móc nacieszyć choćby widokiem wspaniałych zabawek, a zachwycone były, gdy Dorotka dawała się czasem pobawić Dzidzią lub Krakowianką, bo o tem, aby ktoś taką damę, jak Andzia, śmiał choćby palcem dotknąć, mowy nawet być nie mogło. Chłopcy kochali się w Dorotce, i aby zwrócić na siebie jej uwagę, bili się między