Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kościoła czarno ubrane, z głowami owiniętemi czarnemi szalami. Ale młodzież nic sobie z ich uwag nie robiła, a że dochód z letników z każdym rokiem wzrastał, przeto rodzice nie odmawiali córkom detków na stroje, dumni, że ich dziewczęta wyglądają jak miejskie panienki.
Temu to nierozumnemu i szkodliwemu hołdowaniu przez rybaczki modzie miejskiej zawdzięczała mamusia Dorotki to, że nie tylko żyła na półwyspie dostatnio, ale nawet mogła coś na czarną godzinę odłożyć.
Po śmierci męża, po którym wypłacano jej niewielką pensję, żyła w Warszawie, mieszkając kątem u niezbyt zresztą życzliwych krewnych i zarabiając cośniecoś robieniem kapeluszy dla pań znajomych i lekcjami muzyki. Gdy zachorowała, lekarze wysłali ją nad morze, twierdząc, że tam odzyska siły. Zaznajamiając się z warunkami życia na półwyspie, sprytna i praktyczna Warszawianka spostrzegła, że poza sezonem życie jest tu tak tanie, iż z łatwością na wszystko mogłaby jej wystarczyć pensja po mężu, przyczem nie było wykluczone, że przy szczęśliwym zbiegu okoliczności, sprycie, energji, oraz znajomości ludzi i stosunków, mógłby się nadarzyć i niezły interes. Ze zaś upodobała sobie wielce cichy i prosty tryb życia w skromnej wiosce rybackiej, oraz morze, w którem wraz z Do-