Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

366

przychodziła burza, wesoło śpiewała pieśń wojenną.
Była szczęśliwa.
Kochała morze, i mimo iż się w nie bez przerwy wpatrywała, nigdy się jej to nie znudziło. Towarzyszki jej marzyły o tem, co od innych drzew słyszały — o wiosce rybackiej, o ludziach i o tem, jak drzewa tam żyją. Wicher niemi nie szarpie, o, nie! bo wioska prawie ze wszystkich stron osłonięta. Żyją tam ponoś cztery wielkie kasztany, które przez otwarte drzwi zaglądają nawet wprost do kościoła, widząc przed złotym ołtarzem księdza w ślicznych szatach, rybaczki w czarnych sukniach, z brodami podwiązanemi czarnemi szalami, podobny do tłumu marynarzy tłum ogorzałych rybaków w modrych rybackich ubraniach świątalnych, słyszą organy i słyszą śpiew rybaków.
— I na niewodach naszych błogosław nam, Panie!
A zaś inne drzewa żyją niedaleko cmentarza i słyszą często pieśni pobożne, od których drżą z zachwytu, szmerem listków swych wtórzą słowom modlitwy, a gdy ksiądz krzyżem żegna ludzi — błogosławieństwo pada i na drzewa. Trzeba bowiem wiedzieć, że drzewa, zapatrzone wiecznie w niebo, są bardzo nabożne i dlatego robi się z nich krzyże. Opowiadano sobie też o drzewach rosnących