— Ty wielki! Chcesz być syty — Żyj w zgodzie z małym!
Tak mówi Prawo.
Aby zdobyć te rybki, niezbędne do połowów, rybacy wstawali przed świtem i biegli
na strąd, gdzie je przez krótką tylko chwilkę
podczas wschodu słońca łowili małym niewodzikiem, zwanym w ich języku „grooefts“.
Rybki były tak maleńkie, że matnia tego niewodziku sporządzona była nie z „jadra“, czyli oczek sietnych, lecz z płótna.
Było lato. Łososie dawno poszły w góry,
szproty i śledziki tylko pojedyńczo snuły się
po morzu, węgorze jeszcze się nie pojawiały,
a tylko płaskie, szorstkoskóre bańtki już dojrzewały. To też od wczesnego rana słychać
było trajkotanie motorówek, ciągnących po
morzu „trale“, czyli sieci włóczne, orzące
dno morskie, i widać było baty, „wyjechane“
na fląderki z „cezą“, to jest włóczną denną
siecią, jednakże pozbawioną skrzydeł, a składającą się tylko z matni, włóczącej po dnie
zapomocą lejprów i w ten sposób zbierającej
zeń płaskie, brunatne, drzemiące rybki. Innego rybołówstwa nie było, albowiem mieniąca się wszystkiemi kolorami woda była próżna. Było mianowicie lato, przednówek rybaka i odpoczynek po ciężkich trudach.
Kamień Podróżnik spał w swej bece.
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/376
Ta strona została przepisana.