Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Drugim razem znowu okropnie się przestraszył. Płynął sobie, jakby nigdy nic, gdy wtem zaczęło koło niego krążyć coś niedużego, czarnego i podejrzanie ruchliwego. To coś w pewnej chwili podpłynęło tuż ku niemu, i wówczas Kamień Podróżnik tak się strasznie zląkł, że fiknął w wodzie kozła. Był to istny djabeł — czarny, najeżony płetwami, podobny z kształtu do wrzeciona, tylko że z ogromnym łbem, najeżonym grzebieniami kolczastemi, z olbrzymim strasznym pyskiem, siejącemi grozę wybałuszonemi oczami oraz czerwonemi i żółtemi smugami na łbie. Potwór wyglądał groźnie i snać wiedział o tem, że w każdem stworzeniu strach budzi — przynajmniej prawdopodobnie tak sobie wyobrażał — bo właśnie dlatego, że dziwaczny, nigdy nie widziany kształt pływającego kamienia wzbudził w nim trwogę, podsunął się tak blisko niego, aby go swym wyglądem przerazić. A był to najzwyklejszy w świecie, zgoła niewinny i nikomu nie straszny kur morski, mała rybka, nawet jako taka niejadalna, bo zdatna co najwyżej na rosół.
Kiedy indziej zaś widział Kamień Podróżnik scenę, która krew ścinała w żyłach, ale wesoło się skończyła.
Oto foka ścigała pięknego łososia. Srebrna ryba o czarnym grzbiecie śmigała w wodzie jak biały płomień, za nią tuż-tuż czerniało