Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu pół centnara bulwy, sześć wielkich, wysokich chlebów kuźnickich, dobrze uwędzonej słoniny rybackiej i trochę różnych a niezbędnych drobiazgów.
Tak było, kiedy rybacy zastawiali sieci wpobliżu statku.
Jeśli jednak zdarzyło się, że trzeba je było postawić o kilometr lub dwa dalej, żywa dusza na pokład nie zaglądnęła. Rybak nie wyjeżdża na morze dla przyjemności, ani dla składania wizyt znajomym, a ponieważ praca jego jest ciężka i ryzykowna, jak tylko się z nią upora, zmyka do domu, ani chwili czasu nie tracąc. Dlatego, mimo iż nieraz marzli strasznie, a byli tuż przy Helu, nigdy nikomu na myśl nawet nie przyszło schronić się na godzinkę do portu helskiego i rozgrzać się szklanką grogu lub herbaty z rumem. Za dużo byłoby z tem marudzenia.
Czasami przyjeżdżał w odwiedziny któryś z Helan, którzy, posiadając kutry, mieli większą swobodę ruchów i więcej czasu od innych rybaków. Wiedząc, w jakich tarapatach znajduje się załoga „Gwiazdy“, zwykle coś ze sobą przywozili, przeważnie jednak ryby; szproty, śledziki, jakiegoś pomuchla. Czasem mniejszego łososia, słowem to, co im morze dawało, ale nigdy nic z tego, za co musieli płacić gotowym groszem. Było to zrozumiałe, ponieważ rybacy helscy nie mają