Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zelinta ukrył narazie w budzie, wiedząc, że przy tym mrozie nie musi śpieszyć się z oprawianiem go.
Zmęczony i utrudzony poszedł spać.
Zobaczymy, co z tego wynikło.
Wieść o krwawym mordzie, popełnionym w samą noc wigilijną, rozeszła się szybko po obu morzach, rozniesiona przez ryby i ptaki, i wzbudziła powszechne oburzenie. Mieszkańcy mórz pożerają się wzajemnie, bo takie jest prawo, ale czynią to bez nienawiści, przeciwnie, zasadniczo żyją razem. Nic tedy dziwnego, że gdy zelinty, boleśnie dotknięte zdradliwym mordem, zaczęły agitować za ukaranicm bezbożnych rybaków, którzy świętej nocy nawet nie chcą uszanować, ludność obu mórz opowiedziała się za niemi. Wszyscy głosowali za karą.
Jakaż to miała być kara?
Oto postanowiono ukarać rybaków w sposób dla nich najboleśniejszy, a mianowicie przez sprzątnięcie im z przed nosa przebywającej właśnie w tych wodach ogromnej ławiy szprotów, nie tak jednak, aby szproty odrazu zniknęły, lecz aby rybacy wiedząc, że one są, namęczyli się, goniąc za niemi nadaremnie.
To był ten słynny, tajemniczy raid ławicy szprotowej tylekroć wspominany przez rybaków. Raid niepojęty, który najdoświadczeń-