Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja tego nie widziałem, ale wszyscy rybacy tak mówią i niezłomnie w to wierzą. Mój przyjaciel Dawid Długi opowiadał mi, że jeden z jego przyjaciół, który miał grochowisko na brzegu zatoki wpobliżu "kuli" słynnej z bogactwa węgorzy, zrobił wielki majątek na tem, iż węgorze te w grochu wyłapywał, a robił to bardzo zmyślnie, mianowicie: pewnej nocy księżycowej zauważył na piasku wiodące z morza do jego grochu jak gdyby rowki, w których świecił szlam. A przyszedł tam dlatego, że poprzednio zauważył był, iż ktoś mu groch podbiera w polu, więc zaczaił się w nocy na złodzieja. Kiedy tak rozmyślał, coby te lśniące od szlamu rowki mogły znaczyć, spostrzegł węgorza pełzającego piaskiem ku jego polu i rozmyślnie wypuszczającego szlam. Otóż jest tak: węgorz na lądzie porusza się bardzo niezgrabnie, dlatego te węgorze, które chodziły na groch, wydrążały sobie własnem ciałem ścieżynki i napuszczały je szlamem, aby na wypadek ucieczki nie potrzebować czołgać się po piasku, lecz móc się szybko prześliznąć do morza. Zrozumiawszy to, rybak ów rozkopał im butem owe ścieżynki i wszystkie węgorze w grochu wyłapał. Tak Czynił codzień i w ten sposób zrobił majątek.
— Gdzież ten rybak mieszka?
— On? Umarł.