Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powiedz mi, dobry człowieku, czy tobie kto kiedy co przyniósł, czy ci kto kiedy co przysłał, czy będziesz miał bom dzisiaj wieczór?
Poczta w milczeniu opuścił głowę na piersi.
— Ojce moi są już starzy — odpowiedział — a ja też nie jestem dzieckiem.
— Wszyscy jesteśmy dziećmi i wszystkim nam się radość należy w dniu dzisiejszym, gdy panem i władcą świata jest Dziecię. Że zaś tobie, człowieku dobry, bomu nikt nie da, przeto damy ci go my, wróżki uroczyska.
To mówiąc, wróżka wyciągnęła złotą różdżkę przed siebie i rzekła:
— Spojrzyj!
W powietrzu poczerniałem, zda się, od ciężkich czarnych tucz, brzemiennych śniegiem, błysnęła naraz jasna łuna.
To przedziwnemi barwnemi ogniami zapłonęła młoda choinka, rosnąca tuż przy ścieżce.
Nie świeczki świeciły na niej, lecz płomienie barwne, tryskające z gałązek. Na wierzchołku drzewa skrzyła wielka, złotoczerwona gwiazda, z której wynurzała się główka anioła, ujęta w dwa płonące błękitnym ogniem skrzydła. Od wierzchołka ku ziemi, niby tak zwane „włosy anielskie“, biegły gęsto cienkie sznureczki żywego ognia, grające tęczowemi barwami. Zamiast jabłu-