Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wa — dzień w dzień. Ale i bulwa zaczynała się kończyć. Stary Bernard walczył z głodem, jak mógł. Łowił szczupaki, płotki, okonie - nie na sprzedaż, ale dla własnej potrzeby. Paweł stawiał klepce na wrony i na mjewy, lecz to wszystko nie wystarczało. Rybacy jedzą dużo, głównem zaś ich pożywieniem jest bulwa i chleb. Bez chleba nigdy nie potrafią się nasycić, choćby dawano im Bóg wie jakie frykasy.
Wobec tego tatk postanowił pozbyć się przynajmniej jednej gęby i w tym celu sam wyprawił Pawła do Gdyni, żeby sobie tam poszukał jakiej pracy lub miejsca na statku. Chłopak ubrał się w świątalne ubranie rybackie, schował starannie dwadzieścia złotych, które ojciec dla niego od przyjaciół uręczył, wziął pod pachę zawiniątko ze skorzniami i ubraniem, w jakiem wyjeżdżał na morze, pod pachą ścisnął bochenek chleba z kawałem wędzonej słoniny i pojechał.
Rybak, z natury lekkomyślny, potrafi być bardzo oszczędny i wytrwały, gdy potrzeba. W biedzie chętnie jeden drugiemu pomaga. Tej solidarności uczy ich morze. To też Paweł sypiał i mieszkał u pracujących w porcie znajomych rybaków, jedząc wraz z nimi, gdy było co jeść, a poprzestając na samym chlebie, gdy na nic więcej nie można było sobie pozwolić. Dzień w dzień starannie wyczysz-