Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

statku, z Kuźnicy się nie wyrywał i wcale na nią nie narzekał. Jego tęsknotę do mórz dalekich i przygód w nieznanych krajach zupełnie zaspokajały opowiadania tatka podczas wiązania żaków w wieczory zimowe. Stary rybak opowiadał o duchach morskich, o strasznych dziurach w wiatrze, to jest miejscach, które wiatr na morzu zupełnie omijał, tak, że żaglowiec, wjechawszy w taką dziurę, wiatrem przypadkiem w nią wtrącony, nie mógł się dalej ruszyć, bo miał dokoła siebie wieczną szpegelgladę, czyli ciszę morską. Majtkowie chorowali i umierali na szkorbut z braku świeżej wody i wskutek odżywiania się wyłącznie mięsem solonem, statek stał bez ruchu, a daleko widać było okręty, wesoło idące na wzdętych żaglach.
Najwięcej podobała się młodemu Pawłowi prawdziwa historja o pewnym chłopcu okrętowym, który w AustraIji stał się miljonerem. Tę historję ojciec często musiał mu powtarzać. Chłopiec służył na tym samym statku, co stary Kąkol. Przybywszy do Australji — ach, jaka to piękna nazwa, jaki to śliczny musi być kraj! — do miasta o tajemniczej nazwie Sydney, chłopak uciekł. Nikogo to tak bardzo nie wzruszyło, bo wszyscy zajęci byli nieznanym sobie lądem i ogromną górą, widną z morza, a która nazywa się „Koszasko- Mount“. Ten „Koszasko“ był podobnoś Po-